Moda na tak zwany windowfarming powoli zdobywa Europę. W Polsce nie widać jeszcze zbyt wielu jej przejawów, ale niedługo zapewne się to zmieni…
Wszystko zaczęło się od Britty Riley, mieszkanki Brooklynu, która postanowiła założyć farmę warzyw i ziół we własnym oknie. Pewnego dnia Britta zrozumiała, w jak dużym stopniu jesteśmy uzależnieni od innych ludzi. Do przemyśleń skłoniły ją słowa Michaela Polana, publicysty „New York Timesa”, który stwierdził, że gdyby ludzkość zaczęła hodować przynajmniej część warzyw i ziół w swoich ogrodach, niezwykle korzystnie wpłynęłoby to na środowisko. Zdaniem dziennikarza, a zarazem autora książek „W obronie jedzenia. Poradnik wszystkożerców” oraz „Jak kupować prawdziwe jedzenie”, ludzie wolą przekazywać odpowiedzialność specjalistom, niż angażować się samemu w produkcję, i to właśnie staje się źródłem problemów na rynku żywieniowym.
[framed_box bgColor=”#CAFFC8″]Przeczytawszy refleksje Michaela, Britta postanowiła działać i założyła farmę we własnym oknie. Skorzystała przy tym z technologii hydroponicznej, polegającej na bezglebowej uprawie roślin na pożywkach wodnych. Technologię tę jako pierwsza wypróbowała NASA, badając możliwości prowadzenia upraw w przestrzeni kosmicznej.
[/framed_box]
Jedynym wydatkiem Brtitty na początku jej drogi były nasiona roślin. System stworzyła z plastikowych butelek pozyskanych z punktu recyklingowego w swoim budynku, a następnie podzieliła się swoimi doświadczeniami z internautami. W ten sposób zaczęła się lawina zdarzeń: wkrótce pomysłowa Amerykanka poznała grupę nowojorczyków, którzy byli bardzo zmotywowani do udziału w projekcie, i razem z nimi założyła forum internetowe, na którym bez żadnych opłat można zapoznać się z instrukcją obsługi systemu.
Pierwsze próby budowania uprawy hydroponicznej nie były doskonałe. Urządzenie pracowało bardzo głośno, a po pewnym czasie zaczynało przeciekać. Mimo tego wyhodowano zioła i pomidory koktajlowe, a już pół roku później ideą zarazili się inni ludzie, mieszkańcy różnych zakątków świata. Skomplikowaną, nie do końca idealną technologię zastąpiły wkrótce proste rozwiązania wypracowane przez użytkowników forum. Do dziś projekt znacznie się rozwinął, o czym najlepiej świadczy fakt, że w zeszłym roku pojawił się on na Biennale w Wenecji. Był prezentowany w pawilonie hiszpańskim, a uprawa roślin zajmowała tam całą salę, już nie tylko okno.
Działanie społeczności, której prekursorką stała się Britta, opiera się na prostych regułach. Po pierwsze, każdy, kto zaloguje się na stronie www.windowfarms.com, jest na bieżąco informowany o najnowszych rozwiązaniach. W społeczności skupionej wokół witryny obowiązuje zasada open source–każdy na świecie może za darmo ściągnąć instrukcję tworzenia maszynerii i skonstruować ją sobie w domu. Dla mniej wytrwałych w zmaganiach z technologicznymi łamigłówkami istnieje opcja zakupu całego urządzenia, a nawet odpowiednich sadzonek. Z możliwości tej korzystają m.in. szkoły. Wspierają tym samym finansowo rozwój projektu, a same nie narażają się na ogromne wydatki, gdyż ceny nie są wygórowane. Najprostszy pakiet można mieć już za 25 dolarów, a te bardziej zaawansowane, z odpowiednimi nawozami i roślinkami w komplecie, są stosunkowo droższe (najdroższa opcja to 399 dolarów).
[framed_box bgColor=”#CAFFC8″]Wybór należy do nas: możemy zbudować system albo kupić go, wspierając projekt. Komponenty do zbudowania maszyny same w sobie nie są kosztowne, a jeśli mamy kłopoty z instalacją, możemy zalogować się na stronie i skorzystać ze wsparcia całkiem licznej grupy, w której zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce pomóc.
[/framed_box]